Dzisiaj ok godziny 4 rano, kiedy wracałam z imprezy, usłyszałam pod swoim blokiem przeraźliwe miauczenie. Moi znajomi nic sobie z tego nie zrobili, gdyż kociak był na czyimś balkonie. Jednak ja, jak to kociara nie mogłam przejść obojętnie. Postanowiłam się zawrócić i sprawdzić co to za miauczenie. Kiedy podeszłam zobaczyłam kremowego kotka siedzącego na dywaniku balkonowym. Był cały roztrzęsiony i głodny. Nie wahając się zdjęłam go i zabrałam do domu. Zjadł ze smakiem i podarował mi pięknego buziaka w podziękowaniu prosto w nos.
Moje sumienie nie dawało mi spokoju - "może to czyjś kotek, a ja mu go ukradłam?" Cóż, poczekałam do 6 rano i poszłam zadzwonić do sąsiada. Nie było mowy na podrzucenie kotka z powrotem na balkon - było zimno i padało. Mężczyzna powiedział, że kotek nie jest jego, lecz musiał wskoczyć na balkon. Trochę dziwne, ponieważ kotek jest oswojony z kuwetą, mokrą karmą i człowiekiem. Niech mu będzie, zabrałam go i ponownie przyniosłam do domu... Nie wiem czy mężczyzna kłamał aby nie tłumaczyć się dlaczego wyrzucił kotka na balkon czy na prawdę kicia sama tam wskoczyła, przecież to niski parter, więc wszystko jest możliwe.