piątek, 29 lipca 2016

Przygody rudzielców

Tym razem poruszę temat Rysia i Teodora. Pięknie zgrana "rodzinka". Czyż Rysiek nie wygląda jak potomek Teodorka? Oboje ostatnimi czasy doświadczyli stresu i zbyt dużych wrażeń. Dlaczego? Hohoho nie tak szybko, najpierw jedno z nielicznych zdjęć Ryśka :)




Ryś w ostatnim czasie szukał domu i nareszcie go znalazł. Przygarnęła go rodzina z mojego miasta. Bardzo sympatyczni ludzie. Byli nim oczarowani (oby wiodło mu się dobrze). Rysiek wyczuł podstęp i za nic nie chciał siedzieć u nich na rękach, uciekał, wyrywał się - zupełnie nie jak Rysio, który jest uważany na mruczałkę, która uwielbia być na rękach. Nieco nam go brakuje, jego energii, mruczenia, rozrabiania i słodkiego przytulania się  w nocy. To jedyne zwierzę, które spało ze mną w łóżku. Teraz jest jakoś tak pusto, tylko Maciej po powrocie z podwórka wwala mi się do łóżka. O tym oczywiście będzie oddzielny post. Chętnych na Rysia nie brakowało, ale ludzie mają zbyt duże oczekiwania.... Jedni chcieli aby go przywieźć do innego miasta, inni wymagali szczepień. Były też osoby, które chciały wziąć kotka do Warszawy lub na wieś, a tego nie chciałyśmy. Dopiero po prawie miesiącu kotek znalazł odpowiednich właścicieli. Planujemy odwiedzenie go w nowym domku, także zdam relacje z wizyty.

Nawet moja stara pierdoła musiała zaakceptować Rysia. Staruszek denerwuje się kiedy się do niego zbliżam? To się wcisnę koło niego i przytulę się do jego zadka! - To był właśnie Rysiek :)



Teodor musi zwrócić na siebie uwagę... Dzień przed oddaniem Rysia jak zawsze postanowił nas podenerwować chodząc po barierce. Tym razem mu się nie poszczęściło. Usłyszałam przeraźliwy krzyk. Myśląc, że to jakiś kot na "marcach" wyjrzałam przez balkon. Ku mojemu zdziwieniu na trawie leżał Teodor. Była godzina 21, szybko ubrałam się i wraz z matką wybiegłam pod blok. Wszyscy ludzie na balkonach stali i patrzyli na Teodora, czułam się jakbym wychodziła przed publiczność grając w jakimś tandetnym przedstawieniu. Zawołałam go, jednak nie widziałam żadnej reakcji. Dalej krzyczał! Sądziłam, że się połamał lub skręcił kark i krzyczy z bólu. Kiedy do niego podeszłam, pogłaskałam go (bałam się go ruszyć), ten się zerwał i wskoczył mi z wrzaskiem na ręce, wtulił się we mnie i trzęsąc się nie chciał mnie puścić. Krzyk ustał dopiero po wejściu do klatki. Przez resztę wieczoru był w takim szoku, że tylko leżał i nie życzył sobie dotykania. Oczywiście jest cały i zdrowy, a szok przeszedł mu dzień później, jednak to co pozostało to strach przed balkonem. Od tamtej pory ani razu nie wskoczył na parapet, ani razu nie wszedł na barierkę. Może z dwa razy usiadł tuż przy drzwiach balkonowych. To się dopiero nazywa nauczka. Lot z 4 piętra przekona do mojej racji nawet tak zaborczego kota :)



3 komentarze:

  1. Dlaczego nie chciałaś aby kot trafił do kogoś z Warszawy bądź na wieś ? Z doświadczenia wiem, że koty na wsi mają się całkiem dobrze. Według mnie kot to kot i jednak nie powinien cały czas siedzieć w domu bądź wychodzić tylko na spacerki (w dodatku na smyczy).

    Pozdrawiamy, Biały Krukk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ryś, był typowym kotem domowym - nie lubi podwórka. Żadne mój kot nie trafił na podwórek. Warszawa jest zbyt daleko, kotka chcemy odwiedzić, a najłatwiej dojechać na terenie swojego miasta :) Mój kot wychodzi na spacery, kiedyś wychodził na smyczy i nie narzekał. Był z tego dumny :)

      Usuń
  2. To pierwsze zdjęcie jest świetne :D Super, że kociak znalazł domek, oby mu tam było dobrze.
    Całe szczęście, że Teodorowi nic się nie stało...

    OdpowiedzUsuń

Zostaw ślad.