piątek, 28 lutego 2014

Kasja + Frisbee and Maciej vs szafa

Ostatnio coraz rzadziej piszę posty - powodem jest zarówno szkoła jak i sprawy rodzinne. Dodatkowym powodem jest brak pomysłu na kolejny post (brak czasu = brak materiałów na blog). Właśnie zmobilizowałam się i postanowiłam napisać choć niewielki post o naszych początkach frisbowania. Przepleciemy go nutką humor czyli tzw Macieja :D

Niedawno wybrałam się do sklepu zoologicznego, jak to zawsze po karmę dla kota. Przy okazji zapytałam się o frisbee. Jak zawsze nie było ani rodzaju, ani rozmiaru ... - czy tylko duże psy korzystają z tego rodzaju zabawek? -.- ..... Fakt, faktem kobieta z zoologicznego to super babka (nie raz Kasja dostaje darmowe smakołyki i to z najwyższej półki) to wyciągnęła mi frisbee spod lady i dała za darmo. Niby jest ono z Pedigree, ale darmowe. Normalnie trzeba kupić ileś kilo tej tandety aby dostać frisbee (równie tandetne co karma) gratis. Jest to po prostu okrągły sznur z nałożonym materiałem z logiem Pedigree ... Jednak lepsze to niż nic.




Nasza pierwsza lekcja odbyła się tego samego dnia. Tuż po powrocie rozpakowałam frisbee i wyjęłam suszoną kaczkę. Kasja jak zawsze dopiero po rzuceniu (upadku frisbee) zaczyna po nie biec.... - eh ten inteligent-..... Postanowiłam nauczyć ją tak jak na filmiku. Trzymałam frisbee nad jej głową i oczekiwałam, że  podskoczy i je złapie je w zęby. Jednak jak to moja Kasja, czyli stanie na łapy, chwyci frisbee i chce smakołyka. ani myśli poskoczyć i złapać. Próbowałam wielokrotnie i nic. Nie sądzę aby mi się to udało. Trudno, na działce sąsiedzi mają młodego owczarka więc z nim pobawię się freisbee - ten to chętny to nadmiaru ruchu :D